1. IRC (Internet Relay Chat – wynalazek fińskiego informatyka) był usługą sieciowa pozwalająca na czytanie i wysyłanie tekstowych komunikatów w czasie rzeczywistym. Potrzebna do tego była specjalna aplikacja, tzw. klient, a kto opanował jego obsługę i miał stały dostęp do internetu (lub godził się z wysokim rachunkiem za telefon), mógł stać się częścią wielu rozgadanych społeczności.
Całą komunikację – tak jak w CB Radiu – prowadziło się na kanałach oznaczonych zazwyczaj znakiem #, na których pojawiały się w kolejności chronologicznej wysyłane przez użytkowników teksty. Możliwości IRC-a uzupełniały prywatne wiadomości (msg) oraz zakładanie własnych kanałów. Ten, kto założył kanał, automatycznie zostawał jego operatorem (opem) z prawem do wyrzucania (kick) lub nawet blokowania (ban) innych użytkowników, porządku na kanałach mogły też pilnować wyspecjalizowane programy (boty) automatycznie banujące np. za używanie wulgaryzmów.
W odróżnieniu od shierachizowanego i uporządkowanego Usenetu na IRC-u panowała znaczna swoboda oraz anonimowość, jako że zdecydowana większość ircowiczów ukrywała się pod pseudonimami (nickami). Oczywiście w przypadkach ewidentnego łamania prawa dało się taki nick powiązać z konkretnym adresem sieciowym i tożsamością, zazwyczaj jednak niegrzeczne zachowania kwitowane były tylko przyznaniem niesfornemu ircowiczowi etykiety lamera oraz kickiem.
2. Biorąc pod uwagę trudności z dostępem do internetu i względnie skomplikowany interfejs klientów, popularność IRC-a można uznać za swoisty fenomen. A jednak tysiące ludzi już w drugiej połowie lat 90. przesiadywało na kanałach takich jak #polska czy #wiaraa.
Co więcej, anonimowość i brak konsekwencji złych uczynków (jaką karą był bowiem kick, skoro wkrótce można było powrócić na kanał pod innym nickiem) – gdyby za wyznacznik naszych zachowań w sieci wziąć dzisiejszy internet – powinny sprawić, że każda dyskusja będzie od razu torpedowana przez trolli i żartownisiów. Oczywiście zdarzały się i takie sytuacje (Telekomunikacja Polska nawet czasowo odcięła użytkowników numeru 0202122 od tej usługi), istnieli też zaawansowani cyfrowi wojownicy, którzy za pomocą botów próbowali przejmować popularne kanały, wykopując z nich dotychczasowych opów. Ale zachowania agresywne i nieprzyjazne były jednak, jak się zdaje, IRC-owym marginesem, a cały system funkcjonował bez większych przeszkód i awantur.
3. Ba!, choć część uczestników takich wirtualnych pogawędek znała się tylko z IRC-a, bywalcy niektórych kanałów organizowali spotkania IRL. Czasem po to – jak dyskutanci z #akwarium – by wymienić się rybkami, czasem jednak po prostu towarzysko, w niewielkich grupkach lub na kilkusetosobowych zlotach, by sprawdzić czy bez filtra w postaci ekranu i klawiatury ircowicze są równie zabawni i wygadani.
Zazwyczaj byli, co niekiedy przynosiło daleko idące konsekwencje – już w 1998 roku internet obiegła wiadomość o ślubie Babci (Kasi) i Xantha (Mariusza), pary, której znajomość zaczęła się na kanale #wiaraa. Państwo młodzi na tę uroczystość zaprosili wszystkich internautów, co zainteresowało także media. Relacje z tego wydarzenia pojawiły się w Wiadomościach i Panoramie, a w imprezie udział wzięło kilkaset osób (w tym także bywalcy kanału #amigapl, jako że Babcia i Xanth udzielali się również w tym środowisku). Po ślubie główni bohaterowie tej internetowej love story założyli kafejkę internetową.
4. Ciekawe, że to, co działało na IRC-u, nie sprawdziło się tak dobrze, gdy podobną funkcjonalność wprowadziły portale. CZATeria Interii i Czat Onetu uruchomiono już w 1999 roku, w tym samym czasie pojawił się POLChat, chwilę później z czatową usługą wystartowała Wirtualna Polska – wszystkie one działały podobnie jak IRC (tematyczne pokoje, moderatorzy, prywatne wiadomości…), tylko że po prostu z poziomu przeglądarki internetowej. Czaty szybko stały się jedną z najpopularniejszych internetowych usług. O IRC-u równie szybko zapomniano.
I choć społecznością internetowych czatów zawiadywali pracownicy portali, które zapewniały moderację rozmów, organizację i finansowanie zlotów, a przede wszystkim zapraszały do dyskusji ówczesnych celebrytów, polityków i sportowców – atmosfera z IRC-a była tu nie do podrobienia. Łatwiej dało się natomiast znaleźć rozmówcę, który już w sieciowym pseudonimie chwalił się rozmiarem przyrodzenia i od wejścia do pokoju atakował niechcianymi propozycjami seksualnymi wszystkich, których nicki sugerowały przynależność do płci żeńskiej.
5. Nie ma oczywiście badań, które potwierdziłyby tę tezę, ale podejrzewam, że organizowany oddolnie przez samych użytkowników IRC udał się bardziej niż wspierane finansowo i technologicznie przez portale czaty, bo wydarzył się w dobrym dla internetu momencie.
To temat na osobny artykuł, ale w latach 90. dostęp do sieci – zwłaszcza na tyle stały, by spędzać tu więcej czasu niż okazjonalne sprawdzenie poczty na jednym impulsie numeru 0202122 (co wiązało się ze statusem materialnym albo np. zatrudnieniem na uczelni) – mieli jednak ludzie raczej bardziej wykształceni i kulturalni, a i kompetencje informatyczne potrzebne do korzystania z IRC-a też odsiewały większość osób, z którymi nie chcielibyśmy się kontaktować ani w internecie, ani IRL. Brak bariery wejścia w postaci skomplikowanego w obsłudze klienta i upowszechnienie się dostępu do sieci (np. przez Neostradę) w istotny sposób zmieniły tę sytuację.
6. Dla formalności dodajmy, że IRC wciąż funkcjonuje i nadal może być wygodnym i bezpiecznym sposobem na internetowe rozmowy, choć oczywiście w bardzo wąskim już dziś gronie. Istnieje też CZATeria, lecz jest tylko cieniem dawnej świetności, a ja zajrzałem tam z okazji pisania tego tekstu i nie polecam tego doświadczenia. Być może to zresztą nie wina samego serwisu, ale po prostu powszechnie dostępne czaty z nieznajomymi internautami nie są obecnie tak fajnym sposobem na spędzanie wolnego czasu, jak się to kiedyś wydawało.
Bo przecież sama idea przetrwała w rozmaitych komunikatorach, Slackach i Teamsach, z których korzysta się dziś nader chętnie. No i oczywiście na Discordzie, który utknął chyba gdzieś w połowie drogi, bo z jednej strony trochę odstrasza interfejsem teamsowych casuali, z drugiej, jako zamknięty i korporacyjny produkt, nie może liczyć na szacunek starych ircowiczów. Tak czy inaczej – czatujemy nadal, lecz przy użyciu innych narzędzi.
7. Światy IRC-a i czatów, mimo zasygnalizowanych wyżej różnic, łączy natomiast ich ulotność. Choć powszechna opinia głosi, że w internecie nic nie ginie (tak jak nie zginęła znaczna część usenetowych dyskusji), zapisy dawnych rozmów przepadły. Pewien wgląd w te społeczności można zdobyć np. na zapisanej na Web Archive stronie kanału #wiaraa, a wydarzenia, którymi żyli ircowicze, zachowały się w innych mediach (obszerną relację ze ślubu Babci i Xantha opublikował “Magazyn Amiga”), ale to tylko skrawki, wycinki, drobiazgi. Coś, co było dla wielu z nas tak ważne, bezpowrotnie zniknęło.
Ale to już temat na osobny tekst.
W poprzednich odcinkach cyklu:
Jeśli spodobał Ci się ten tekst i chciałbyś, żeby w tym miejscu pojawiły się następne, do dalszej pracy zachęcisz mnie kawą. Pamiętaj, że listy do internetu powstają nocami, gdy już napiszę wszystko, co piszę dla pieniędzy. Bez kawy mogę nie dać rady!
Wszystkim mecenasom z serca dziękuję za wsparcie.
Tych czytelników, których nie stać na finansowy datek, proszę natomiast o popularyzację listów do internetu w social mediach oraz subskrypcje newslettera.
Przypominam też, że moje zapiski można śledzić za pośrednictwem kanału RSS, a w aplikacji Substacka i w zakładce Notes na stronie dostępne są krótsze spostrzeżenia oraz ciekawe odnośniki.
Muszę dopowiedzieć, że IRC miał pewne niszowe zastosowanie, które potrafiło przysporzyć uczestnikom mnóstwo frajdy. Mowa o sesjach RPG prowadzonych przez mIRCa (czyli tak zwany PBIRC). Znam je z pierwszej ręki, bo w latach 2005-2010 rozegrałem ich sporo, głównie jako MG, i było to fantastyczne przeżycie – coś pomiędzy tradycyjną sesją erpegową a zespołowym pisaniem interaktywnego opowiadania / powieści. Zachowałem logi i dokumentację, gdyby ktoś chciał zerknąć, materiały są dostępne tutaj:
http://borys.wikidot.com/sieciowe-cv#PBIRC
Szanowny Kolego Autorze!
Dziękuję za kolejną (jakże frapującą) e-pocztówkę z przeszłości. Nie mogę jednak przejść obojętnie wobec faktu, że dzisiaj mamy wszelako czwartek, a nie piątek kiedy to kolejne listy od Szanownego Kolegi Autora miały do nas spływać. Ktoś pomyśli - czepliwy, ja odpowiem - zatroskany. Pytam zatem nieśmiało, czy czwartek będzie nowym piątkiem? Ukłony zasyłam.