1. Początkowo pomysł na serwis wydawał się świetny, przynajmniej dla mnie. Blogi podupadły, od kiedy ludzie – z powodów, których nie rozumiem – przestali korzystać z czytników RSS. Social media nie dają już dziś możliwości dotarcia ze swoim komunikatem do odbiorców, a nawet jeśli, takie dłuższe teksty to nie jest content, który by się dobrze konsumowało w szumie dobieranego przez algorytmy feedu. Newsletter natomiast czyta się w wybranym przez siebie momencie, w spokojnej przestrzeni skrzynki pocztowej i… o jego zaletach oraz przewagach nad innymi kanałami pisać tutaj nie muszę, bo zrobiłem to w notce wymownie zatytułowanej Dlaczego newsletter. Tam odsyłam zainteresowanych.
Substack z kolei to serwis, który rozsyła newslettery do subskrybentów, oferuje blogową stronę z archiwami (i nawet kanałem RSS, za co należy się dodatkowy plus) i jeszcze nie chce za to żadnych pieniędzy ani od odbiorców, ani od autorów. Powyższe argumenty przekonały mnie, żeby skorzystać z tej właśnie platformy do dystrybucji publicystyki i kontaktu z czytelnikami, a w efekcie jestem na Substacku od ponad dwóch lat. Ten list ma numer 97.
Pomysł, jaki platforma ma na zarabianie na siebie, też wydaje się uczciwy: wszystko jest tu za darmo, ale jeśli autor chciałby zmonetyzować swój newsletter i schować go za paywallem, Substack weźmie od tego procent.
Nawiasem: w 2023 roku spowodowało to poważny kryzys wizerunkowy platformy, gdy okazało się, że serwis dystrybuuje newslettery z treściami nazistowskimi i, co gorsza, są to newslettery płatne, na których zarabiają i autorzy, i Substack.
Poza tą oczywistą wtopą – było ok. A najważniejsze, że serwis nie więził swoich użytkowników, jak robią to media społecznościowe. Gdybym chciał odejść z Facebooka (Twittera, YouTube’a…), stracę zbieranych przez lata obserwujących. A “obserwujący” na Substacku to po prostu lista adresów e-mail. Jeśli zdecydowałbym się zmienić platformę na inną, zabieram adresy subskrybentów, którzy za tydzień, bez żadnej akcji z ich strony, dostaną kolejny mój newsletter i pewnie nawet nie poczują różnicy. To cudowne rozwiązanie, które powinno być standardem w sieci, ale oczywiście nie jest.
2. Powyższe atuty, jak się zdaje, przekonały nie tylko mnie, bo Substack przyciągnął wielu – naprawdę wielu – znakomitych dziennikarzy, eseistów i pisarzy, a w konsekwencji także czytelników. Okazało się, że tekst na dziesięć tysięcy znaków, z długimi akapitami czy trudnymi słowami, ma w internecie odbiorców. Więcej: ci odbiorcy często są gotowi za takie treści płacić autorom!
I tak to się na Substacku kręciło, i rosło – powoli, ale stabilnie – lecz, jak to w kapitalizmie, jeśli coś rośnie powoli, to niedobrze, bo przecież powinno rosnąć szybciej i bardziej.
3. Substack zaczął się więc zmieniać i szukać. Wprowadził np. treści audio i wideo, co rozmywa charakter serwisu i wydaje się wątpliwe (bo na rynku newsletterów/blogów serwis był wyjątkowy, a słuchacze i widzowie mają już swoje, od dawna sprawdzone, źródła podcastów i vlogów).
Samo w sobie nie jest to jeszcze groźne – chcesz tylko pisać, to nie używasz nowych funkcjonalności – ale wskazuje na niepożądany kierunek, w jakim zmierza platforma. Drugi i powiązany sygnał ostrzegawczy to forsowana zmiana w nazewnictwie. Piszemy już nie newslettery czy blogi, które są na Substacku hostowane, ale po prostu “substacki” (rozumiane jako ogólne określenie treści, jakie tutaj tworzymy). Serwis chce, byśmy – zamiast “przeczytaj mojego bloga” – mówili “przeczytaj mojego Substacka”. A to niedobrze.
Kolejna niepokojąca zmiana to intensywna promocja systemu Notes – czyli krótkich postów (grafik, cytatów, linków…) w twitterowym stylu, które dawniej miały towarzyszyć głównej zawartości, a więc newsletterom. Ot, drobiazg, który rzucił mi się w oczy podczas surfowania po sieci (ciekawy tekst, mem, ładne zdjęcie…), zbyt jednak ulotny, by trafił do artykułu, wklejało się do Notesu jako uzupełnienie i krótki przerywnik. Nawet fajny pomysł, sam przecież prowadzę takie notatki.
Niestety, posty z sekcji Notes wylądowały teraz na stronie głównej serwisu i aplikacji, od nich więc zaczyna się całą interakcję z Substackiem (i czasem na nich kończy, jeśli feed z lekkostrawnymi błyskotkami skutecznie rozproszy uwagę czytelnika). Co gorsza, doborem treści kieruje tu algorytm, podsuwający i polecający posty (w tym, jeśli użytkownik ma szczęście, linki do ciekawych newsletterów), czyniąc substackowe doświadczenie – zarówno od strony autora, jak i odbiorcy – nieprzyjemnie zbliżonym do Twittera.
I znów: jeśli nie chcesz, nie korzystasz, ale absencja w Notes dramatycznie utrudni dotarcie z newsletterem do nowych czytelników. Platforma zmieniła bowiem ich przyzwyczajenia: zamiast tropić rekomendacje i linki w newsletterowych tekstach, sunie się – jak w social mediach – palcem po nieskończonym, generowanym przez algorytm feedzie. Smutna ciekawostka: użytkownik może śledzić (follow) same notatki autora, bez zapisywania się (subscribe) na newsletter. Co poniekąd wymusza nowe zachowania autorów: mniej pary w dobry newsletter, więcej w mający szansę na zasięgi post w Notes.
A przecież jest jeszcze wspomniana już przeze mnie aplikacja (intensywnie zresztą przez serwis promowana, np. możliwością czytania niektórych płatnych treści za darmo), za pośrednictwem której coraz więcej osób korzysta z Substacka. Czemu to robią, nie rozumiem, bo jak dla mnie najlepszą aplikacją do czytania newsletterów jest po prostu Twój ulubiony program pocztowy (a najlepszą do blogów – czytnik RSS), ale może się nie znam. Zresztą nie oceniam – niech każdy używa takich aplikacji, jakie lubi i jakich potrzebuje.
Natomiast z perspektywy autora znakomicie zmniejsza to możliwość migracji i niezależność od platformy, którą Substack od początku się chwalił. Gdybym chciał odejść – ok, moja lista mailingowa pójdzie razem ze mną, ale ci, którzy śledzą mnie przez aplikację, już nie. A takie osoby to 1/3 moich czytelników i liczba ta stale rośnie.
4. No cóż. Być może to początek “gównowacenia” serwisu, o którym Cory Doctorow pisze, że jest procesem nieuchronnym wśród internetowych usług i platform. A być może tacy już jesteśmy w internecie trzeciej dekady XXI wieku i po prostu musimy mieć nowe aplikacje, vlogi z gadającą głową zamiast tekstów i klony Twittera z algorytmami podsuwającymi nam treści do konsumpcji. Pewnie tak.
Natomiast – by nie być malkontentem – muszę odnotować, że na razie to działa zarówno od strony autora, jak i odbiorcy. Wciąż napływają nowi czytelnicy, którzy piszą ciekawe komentarze oraz listy i nie mam żalu, że podesłał mi ich nie człowiek, lecz algorytm zaszyty w Notes. Zresztą skąd mieliby się brać, skoro zupełnie już zanikł w internecie nawyk korzystania z dogodności hipertekstu i klikania w linki. Poza tym substackowy algorytm – co muszę przyznać jako czytelnik – jest zastanawiająco sprawny i również mi podpowiada wiele świetnych tekstów. Zwłaszcza jeśli porównać go z tą masą szlamu, którą serwuje obecnie feed Facebooka. Ciekawostka: w przeciwieństwie do innych social mediów na Substacku nie ma także reklam i kłamstw generowanych przez AI!
No i najważniejsze – nadal jest tu fantastyczna społeczność ludzi pióra, jakiej nie ma nigdzie indziej. Dlatego piszmy, czytajmy i cieszmy się Substackiem. Jeśli – lub: gdy – w końcu się zepsuje (jak zepsuły się Facebook, Instagram, Twitter itd.), będzie nam trudniej, a internet zrobi się jeszcze smutniejszym miejscem.
Ciekawy tekst? Jeśli chcesz, by pojawiało się tu więcej takich, postaw kawę autorowi! Pamiętaj, że listy do internetu powstają nocami, gdy napiszę już wszystko, co piszę dla pieniędzy, więc bez kawy nie dam rady. Z góry dziękuję za każde wsparcie.
Do usłyszenia
W ubiegłą sobotę w audycji Rzecz technologiczna emitowanej przez znakomite Radio 357 wraz z redaktorem Robertem Zembrzyckim zastanawiałem się, czy gry wideo to medium dojrzałe. Kto przegapił, a ma dostęp do nagrań archiwalnych ww. rozgłośni, może podążyć za tym linkiem. W następnym odcinku spróbujemy natomiast poszukać odpowiedzi na pytanie, jak stare gry wideo zachować dla potomności.
Do przeczytania już w najbliższy piątek ~~
Bartłomiej Kluska
Czytam Cię w Substacku, bo tekst wygląda przejrzyściej, jest większa czcionka i przewija się lepiej, niż w mojej apce do mejli. A na walla rzadko zaglądam, czytam tu praktycznie tylko Twoje teksty.
Co do Rzeczy Technologicznej - uwielbiam duet Juszkiewicz-Zembrzycki ale póki co znam ich ze Zbójcerzy Technologii, bo dostęp do podcastów radia 357 jest płatny.
Nie ze wszystkim się zgodzę. Dla mnie poszerzenie funkcjonalności o treści audio, właśnie jako autora, było tym, co mnie tu przyciągnęło, bo łączę newsletter z podcastem pod jednym brandem. Więcej, czasem przyciągam też epizodycznym video.
Pod kątem przyszłości platformy to trzymam kciuki, by nie pojawił się jakiś Elon co wykupi Substacka a potem mu się znudzi i zamknie jak kiedyś Revue…
Świat jest mały, również ten internetowy, proszę pozdrowić Roberta Z.
Pozdrawiam, życzę cierpliwości i sukcesów na naszym Substacku. Właśnie Substacku i ja rozumiem ten ich nacisk na to, chcą mocno podkreślać swoją „inność”.