1. To jest jedna z najlepszych funkcjonalności sieci i nadal działa, choć prawie wszyscy o niej zapomnieli. Dzisiejszy list ma zatem charakter przypominający.
(Ci z P.T. Czytelników, którzy pamiętają i używają RSS, mogą od razu przejść do drugiego punktu notki).
Otóż większość stron internetowych (zarówno dużych portali oraz serwisów tematycznych, jak i prywatnych blogów) ma kanał RSS. W Wikipedii można oczywiście przeczytać, co to jest Really Simple Syndication i jak działa, nas jednak interesuje głównie to, że zamiast zaglądać codziennie np. na Dwutygodnik albo blog Wojciecha Orlińskiego, żeby sprawdzić, czy pojawiło się tam coś nowego, możemy skorzystać z czytnika kanałów.
Czytników jest wiele: płatnych i darmowych, dołączanych do programów pocztowych (Thunderbird ma całkiem niezły) i do przeglądarek internetowych (np. Vivaldi), wyposażonych w różne dodatkowe opcje i udogodnienia (filtry, synchronizacja pomiędzy urządzeniami, eksport do innych aplikacji), webowych, desktopowych i działających na smartfonach… Ja korzystam z Feedera, ale każdy może sobie dobrać narzędzie do potrzeb i oczekiwań.
Mając czytnik, należy dodać do niego kanały, które chce się obserwować, co robi się po prostu podając stosowny adres.
Przykładowo: tu jest link do kanału RSS Listów do internetu.
Co jeszcze lepsze, część stron ma po kilka kanałów do wyboru, np. śledzących zmiany w konkretnym dziale tematycznym serwisu, albo – w przypadku blogów – informujących nie tylko o premierowych wpisach, ale też o nowych komentarzach. Ba! Poprzez kanały RSS można obserwować także te fajniejsze media społecznościowe, np. Bluesky i Mastodon.
Po dopisaniu pożądanych kanałów czytnik robi resztę roboty, a użytkownik korzysta z niego jak z klienta e-maila. W dogodnym dla siebie momencie otwiera program i widzi, czy pojawiły się nowe treści na obserwowanych stronach, czyta to, co chce przeczytać, zapisuje na później, kasuje rzeczy niepotrzebne itd.
To takie proste i takie dobre.
2. Co ciekawe, tak samo działały kiedyś – i tak powinny działać – media społecznościowe. Przypomnijmy młodszym internautom: dodawaliśmy do grona obserwowanych osoby i serwisy, których aktywności chcieliśmy śledzić, a potem aplikacja pokazywała nam to, co publikowali obserwowani przez nas delikwenci.
Właściciele mediów społecznościowych stwierdzili jednak, że wiedzą lepiej, co chcemy oglądać, i dobór treści scedowali na algorytmy oraz płatne promocje.
Tymczasem kanały RSS nadal działają tak jak dawniej. Facebook prawdopodobnie już nie pokaże mi tego, co napisał na blogu ceniony przeze mnie publicysta, ani artykułów na moim ulubionym portalu (zwłaszcza jeśli ww. nieroztropnie użyli w poście linków). Czytnik RSS wszystkie takie informacje wyświetli.
A jednak ludzie, zamiast świadomie dobierać treści, które chcą czytać w internecie, zdecydowali się na media społecznościowe, reklamy i algorytmy. I na lekturę w ciągłym szumie feedu, gdzie ciekawe komentarze, rekomendacje i recenzje konkurują z przypadkowymi lub płatnymi wrzutkami.
3. Dlaczego? To temat na osobną notkę, która na pewno powinna uwzględnić też intelektualne lenistwo internautów, ale główny powód to jednak niechęć korporacji technologicznych. Począwszy od Google’a, który w 2013 roku zamknął najpopularniejszy czytnik RSS, zmuszając swoich użytkowników do poszukiwania alternatywnych rozwiązań. Ale przecież i Twitterowi, i Facebookowi nie w smak jest, by ktokolwiek obserwował kogokolwiek poza ich ekosystemami, dlatego nie wspierają już RSS.
Do tego dochodzi jeszcze kwestia odejścia z serwisu, o czym dobrze wiedzą internauci próbujący właśnie pożegnać się z Twitterem. Jeśli chcesz zmienić używane medium społecznościowe, zostawisz wielu znajomych, ich posty, komentarze, listy obserwowanych itd. Tymczasem migracja pomiędzy czytnikami RSS, z przeniesieniem kanałów i archiwów, to zazwyczaj zaledwie kilka kliknięć.
4. Więcej: nawet stary dobry e-mail okazuje się zawodny, bo zdarza mu się – z sobie tylko znanych powodów – ukryć np. subskrybowany przeze mnie newsletter z Substacka w folderze “Spam”. Czytnik RSS nigdy mi tego nie zrobi.
A dodatkowo zapewni użytkownikowi szczególnie w dzisiejszych czasach pożądaną prywatność. Jeśli czytasz Listy do internetu w substackowej aplikacji albo w programie pocztowym (nie dotyczy tych lepszych klientów, jak Mutt), otrzymuję o tym informację zwrotną – wiem, które odcinki przeczytałeś, skąd klikasz itd. Rejestruję źródła ruchu w przypadku przeglądarek internetowych etc., a Substack jest w tym szpiegowaniu i tak dość oszczędny (inne serwisy próbują dowiedzieć się o swoich gościach znacznie więcej).
Natomiast jeśli śledzisz mój newsletter za pomocą kanału RSS – w ogóle nie wiem o twoim istnieniu.
5. To chyba tyle. Pełna kontrola użytkownika nad źródłami treści, wszystkie informacje na bieżąco dostępne w jednym miejscu i w chronologicznym układzie, dyskrecja… Słowem: cechy, których pozbawione są media społecznościowe, dzięki RSS mogą być dostępne w zasięgu kilku kliknięć.
Co odróżnia tę notkę od innych, w których wspominam dawny internet i żałuję że nie da się do niego wrócić.
Korzystając z okazji, polecam archiwalny newsletter Nie ma powrotu do starej sieci.
A do RSS można, bo wciąż działa.
Ciekawy tekst? Wspomóż piszącego po nocach autora kawą, by znalazł w sobie siłę do pisania kolejnych.
Z serca dziękuję za każde wsparcie!
Do przeczytania i do zobaczenia
W 328. numerze magazynu “PSX Extreme” ukazał się mój artykuł poświęcony karierze Królika Rogera, animka o wielkim, choć nie do końca wykorzystanym potencjale medialnym. Jaką rolę w tej opowieści odegrała Jessica Rabbit, animowana femme fatale? Po odpowiedzi odsyłam do tekstu, a po wzmiankowany periodyk do kiosków i salonów prasowych oraz na stronę internetową miesięcznika.
Do 12 stycznia w łódzkim Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej można zwiedzać okolicznościową miniekspozycję poświęconą 30. rocznicy premiery konsoli PlayStation. Do ogrania są największe hity z PSX oraz jej bezpośrednich konkurentów spod znaku Atari, Nintendo i Segi. Warto też sprawdzić w akcji kolejne modele zabawki Sony. Szczegóły na stronie wydarzenia.
Korzystając z okazji, przypominam mój tekst o urodzinach PlayStation opublikowany w grudniu w serwisie Eurogamer.pl.
A następny List do internetu wyślę równo za tydzień. Jeśli nie chcesz go przegapić, subskrybuj mój newsletter w aplikacji Substacka lub e-mailowo (przycisk jest poniżej). A najlepiej skorzystaj z kanału RSS.
Pozdrawiam noworocznie ~~
Bartłomiej Kluska
Poczułem się wywołany do tablicy, wiec popełnię tutaj mały coming out: od czasu twoich notatek nawiązujących do "starego, dobrego internetu" postanowiłem coś z tym zrobić i wdrożyłem kilka kroków naprawczych (nie - nie internetu, a swego codziennego życia):
1. W końcówce roku 2024 zainstalowałem sobie po raz pierwszy w życiu czytnik RSS. Niesamowicie poprawił moją efektywność korzystania z treści. I rozszerzył moje horyzonty. Przed czasami RSS w codziennym życiu sprawdzałem 2-3 popularne adresy szukając wiadomości ze świata. Po 1,5 miesiącu użytkowania, w swym feedzie (używam Feedbro), mam 12 adresów systematycznie zapełniającymi się ciekawą treścią. Liczba ta naturalnie rośnie.
2. Drugą sprawą jest pożegnanie się z social mediami (które absolutnie nie dawały mi nic w zamian straconego na nie czasu). Oczywiście brakuje mi nerdowskich grupek na FB, ale to mała cena za spokój duszy, brak rozedrgania ciągłymi wojenkami (Twtter...) i większą produktywność. No i zwrócony mi czas.
3. Walczę o odzyskanie swojego maila. Tutaj na razie ponoszę porażkę. Moim marzeniem jest posiadanie jakiejś rozsądnej równowagi pomiędzy mailami generowanymi z automatu, a wiadomościami od prawdziwych ludzi. Pierwszym krokiem było wypisanie się z większości śmieciowych subskrypcji (np. z tych wszystkich sklepów z których promocji nigdy nie skorzystałem). Drugim krokiem jest staranne pisanie dłuższych maili (skoro nie jestem w social mediach mam na to czas, a nie mam jak wyrażać się w sieci). Na razie tutaj procent odpowiedzi wśród moich znajomych jest mocno średni;). Ale nie poddaję się jak ten Don Kichote.
4. Podróżuję po zakamarkach dawnego internetu, które po prostu wymierają. Znalezisko z grudnia to ta naprawdę urocza strona sklepu komputerowego: http://computersbycampus.com/. Polecam zwłaszcza virtual tour (dostępny po kliknięciu zdjęcia sklepu).
Nie byłoby tych zmian i moich prób oraz tego przydługiego komentarza bez Ciebie Bartłomieju.
Sam rozumiesz, że proste serduszko zostawione pod tym teksem, a nawet kilka złotych za kawę mają mniejszy ładunek emocjonalny niż komentarz na 2136 znaków. Dziękuję i życzę najlepszego w 2025!
Nie ma życia bez RSS. Tylko tak można uniknąć mącipola i harmidru Internetu. Od chyba ponad dekady mam ten sam zestaw. Na domowym serwerze czuwa rss2email, który o szóstej rano idzie zbierać nowinki, potem są one odfiltrowywane do folderu IMAP-a. Jak wstanę, niezależnie przy czym usiądę, mam swoją gazetę. Czytam, a jak skończę, to nie ma niczego więcej i nie muszę się już się szlajać po URLach.