Dziś polecam tylko jedną książkę, ale za to bardzo grubą. Ponad sześćset stron małym druczkiem i bez żadnych ilustracji!
Brak tych ostatnich to zresztą bodaj największa wada Niech żyje Mortal Kombat (i niestety standard w wydawnictwie Open Beta) – przy tego typu publikacjach aż prosi się o unikatowe zdjęcia autorów w modnych w latach 90. ciuchach i fryzurach siedzących przy modnych w latach 90. komputerach, wyciągnięte ze starych dyskietek screenshoty prototypowych wersji gry, ręcznie rysowane projekty postaci, skany notatek i pierwszych szkiców itp. wizualne atrakcje. A tutaj nic – czarne literki na białym tle. Wielka szkoda.
Druga wada (skoro już od nich zaczęliśmy) to nadmierna szczegółowość tej historii. O ile w Potworach w ciemności David L. Craddock musiał kombinować, żeby z wątłego materiału, którym dysponował, uzbierać pełnowartościową książkę, o tyle w Niech żyje Mortal Kombat powinien – jak sądzę – nieco staranniej selekcjonować to, co zamieścić w finałowej wersji tekstu.
Tymczasem cegła, którą dostaliśmy do przeczytania, mogłaby służyć jako narzędzie do wykonania efektownego fatality, a dotyczy zaledwie genezy i pierwszych czterech części serii. Autor zapowiada też, że dalszym losom Mortal Kombat poświęci dwie kolejne książki, ale myślę, że będzie to lektura już tylko dla radykalnych fanów marki.
Gdyby więc to była moja książka – ciąłbym liczne wątki poboczne i dygresje od samego początku (dość powiedzieć, że John Tobias pojawia się dopiero na stronie 46, a Ed Boon jeszcze trzy strony dalej), bo wiem, że taki poziom nasycenia detalami odrzuci bardziej casualowych czytelników. Po co casualowi szczególanckie dywagacje o mechanikach walki albo trudnościach, jakie mieli autorzy gry z balansowaniem postaci?
Jednak – podkreślmy ten fakt osobnym akapitem i pogrubionym pismem – zdecydowanie nie casual jest adresatem książki, ale hardcore. A taki czytelnik będzie bardziej niż usatysfakcjonowany lekturą.
Zwłaszcza że Craddock bardzo rzetelnie wykonał swoją dziennikarską robotę, rozmawiając bodaj ze wszystkimi, którzy mieli coś do powiedzenia na temat Mortal Kombat (w tym nawet z aktorami wcielającymi się w postaci wojowników). Mamy więc tu sumiennie poprowadzony, wzbogacony cytatami wykład o początkach kariery Tobiasa i Boona, projektowaniu gry (to – moim zdaniem – najlepsze fragmenty książki), a po tym, jak odniosła sukces, o jej sequelach i konwersjach na platformy domowe, o marketingu i promocji marki, wreszcie – o narodzinach kulturowego fenomenu (w tym adaptacji filmowej Paula W. Andersona i albumu z muzyką techno). Przy okazji zaś o licznych sprawach dość luźno związanych z kultową bijatyką, jak subkultura salonów arcade w latach 90., brutalność w grach czy fenomen Street Fightera II.
Na szczęście książka nie jest suchym historycznym wywodem – czuć tu autentyczną pasję autora i talent literacki, więc mimo wspomnianych już dłużyzn i drobiazgowości czyta się ów gruby tom z zaciekawieniem i bez znużenia.
Co więcej, Craddock nie poprzestał na przepytaniu i opisaniu twórców gry, ale oddał także głos jej miłośnikom. To znakomity zabieg – gracze są przecież współautorami tej opowieści i bez nich nie byłoby legendy Mortal Kombat. Dobrze, że ktoś to wreszcie dostrzegł i oddał im głos. Co jednak nie zmienia faktu, że nie wszyscy z sympatyków gry mają ciekawe rzeczy do opowiedzenia i mogłoby być tych fragmentów w książce mniej. A jest – jak wszystkiego tutaj – bardzo dużo.
Czego nie ma? Z polskiej perspektywy – bo przecież my poznawaliśmy Mortal Kombat nie w salonie arcade, lecz raczej z dwóch (często niestety kopiowanych na giełdzie) dyskietek amigowej konwersji – razi pominięcie tego portu, tym bardziej wyraźne, im bardziej autor dopieszcza kolejne edycje dla konsol Nintendo i Segi.
Reasumując. Fani Mortal Kombat będą tym tomiszczem zachwyceni (zwłaszcza gdy dowiedzą się o jeszcze większych fanach, którzy analizują techniki ataku klatka po klatce). Czytelnicy mniej emocjonalnie związani z marką mogą poczuć lekki przesyt, ale i tak się nie zawiodą. Natomiast ci, którzy w rzeczoną grę nigdy nie grali i po prostu chcieliby przeczytać książkę o ciekawym zjawisku popkulturowym, przytłoczeni nadmiarem detali, raczej się od dzieła Craddocka odbiją.
Niemniej Niech żyje Mortal Kombat trzeba kupić, choćby po to, by wesprzeć walczącego na bardzo trudnym rynku wydawcę i by ten w przyszłości dał polskim czytelnikom kolejne wartościowe publikacje (i żebym ja miał co recenzować w mojej newsletterowej rubryce książkowej).
A właśnie – wydawnictwo Open Beta dosłownie przed chwilą wprowadziło do sprzedaży Bohaterów ostatniej akcji Nicka de Semlyena, opowieść o herosach kina lat 80. i 90. Można śmiało kliknąć “Dodaj do koszyka” i posurfować na fali VHS-owej nostalgii!
A co będziemy czytać wiosną?
Prawdopodobnie zachwycimy się polską edycją Almanachu gier przygodowych Point & Click, który właśnie zapowiedziało wydawnictwo Gamebook. Recenzja książki oczywiście ukaże się w Listach do internetu, a póki co więcej informacji można znaleźć na stronie WWW projektu.
Ciekawostka: kto zapisze się do tamtejszego newslettera, otrzyma za darmo upominek – cyfrowy minibook Przygodówki z polskich stron. Autorem wyżej wymienionego drobiazgu jestem ja, Bartłomiej Kluska :). Polecam się łaskawej uwadze czytelników.
Wciąż też zachęcam do zakupu książki Legendy gier wideo – opublikowanej również nakładem wydawnictwa Gamebook.
Osoby szukające innych lektur okołogrowych, mogą zainteresować się archiwalnymi wpisami w newsletterze: Historia Commodore 64 piksel po pikselu, Co się ukazuje, Co czytać latem oraz Co czytać jesienią. Życzę owocnej lektury!
Następny list do internetu napiszę za dwa tygodnie, a jeśli podobał Ci się ten odcinek (trochę się przy nim napracowałem), możesz postawić mi kawę. Z góry dziękuję za każde wsparcie!
Przypominam też, że nowinki i ciekawostki regularnie pojawiają się w zakładce Notes tutejszego Substacka oraz że Listy do internetu mają swój kanał RSS.