1. Incelosfera to jeden z najpaskudniejszych rejonów internetu. Mizoginia, mizantropia, rasizm, nienawiść, werbalna przemoc, która (rzadko, ale jednak) może przerodzić się w przemoc rzeczywistą… – niby wiadomo, że dziennikarz czy naukowiec powinien nurkować nawet w szambie i wędrować także przez kanały ściekowe, ale trzeba mieć jednak dużo siły do takiej roboty.
Dlatego Patrycji Wieczorkiewicz i Aleksandrze Herzyk należą się brawa już za samo podjęcie się takiej tematyki.
W tym miejscu przypominam, że w ubiegłym roku pisałem tu o pracy Jakuba Wątora, który przemierzał równie obrzydliwe światy youtubowych celebrytów, co zaowocowało niezbyt warsztatowo udaną, ale pożyteczną książką Influenza.
Jeszcze większa brawa należą się autorkom za sposób ujęcia tematu. Bo można by to zrobić bardzo prosto, przedstawiając incelosferę jako środowisko posiadaczy skrajnie odrażających poglądów, co skądinąd nie wymagałoby większego wysiłku. Wystarczyłyby przecież cytaty z discordowych serwerów czy postów na Wykopie, gdzie incele własnymi słowami sami sobie wystawiają jednoznaczne świadectwo.
Ale Wieczorkiewicz i Herzyk nie poszły na łatwiznę, szukając w incelu człowieka i zadając pytanie, czemu stał się tym, kim jest.
Co ciekawe, autorki spotkała za to krytyka we własnej – lewicowej i feministycznej – banieczce. Też do pewnego stopnia zrozumiała, no bo uczłowieczanie kogoś, kto cię obraża, życzy gwałtu lub śmierci, niekonieczne trzeba pochwalać i rozumieć. Ale książce wyszło to niewątpliwie na dobre.
2. Dla osób niezorientowanych: incel to mężczyzna przekonany o tym, że – ze względu na fizyczne lub psychiczne deficyty – nie ma szans na nawiązanie romantycznej lub seksualnej relacji. Samotnie, jeśli w ogóle dostrzegany, budzi raczej politowanie. W internetowej, kumulującej nienawiść do świata zbiorowości bywa jednak uznawany za zagrożenie dla społeczeństwa.
3. W Przegrywie najlepsze są uczciwie narysowane portrety inceli zanim ci jeszcze zostali incelami. A są to zazwyczaj ludzie, którzy na loterii przy urodzinach wylosowali bardzo słabe losy. Rodzinę z problemami (przemoc, alkohol, bieda). Psychiczne dysfunkcje owocujące np. trudnością z nawiązywaniem kontaktów społecznych. Mankamenty w wyglądzie fizycznym, wśród których główni zainteresowani jako najgorszy zgodnie wskazują niski wzrost. Czasem – kombinację kilku z powyższych.
Wszystko to podczas lektury budzi już nie niechęć, ale współczucie, zwłaszcza że na swoje problemy bohaterowie książki mieli przecież niewielki lub żaden wpływ. Jesteś niski i się nie wydłużysz, tyle. Mnie moje, niezbyt skądinąd imponujące, centymetry przeszkodziły tylko w karierze bramkarza, ale dziś podobno deficyt wzrostu jest uznawany za istotną trudność w budowaniu relacji romantycznych czy seksualnych.
4. Notatka na marginesie marginesu: internet miał na wiele sposobów ułatwić nawiązywanie takich kontaktów, no bo wiadomo, że większe są szanse znaleźć “drugą połówkę” o podobnych zainteresowaniach, preferencjach czy przekonaniach w bezkresnej sieci niż w zazwyczaj ograniczonym gronie znajomych w “realu”. Ale zdaje się, że i tutaj zawaliliśmy sprawę.
Co jest tematem na inne rozważania i raczej nie dla mnie, bo na ostatniej randce w życiu byłem wiele lat przed powstaniem Tindera, więc sprawy te znam tylko z drugiej ręki. Ale coś musi być na rzeczy, o czym ciekawie pisze np. Agata Romaniuk w książce Najgorsze randki świata i kilka udanych (fragment wyżej wymienionej świadczący o tym, że ze wzrostem jako czynnikiem istotnie zwiększającym lub zmniejszającym szanse na nawiązanie kontaktu z płcią przeciwną to jednak nie jest wymysł incelosfery, można przeczytać na stronie magazynu “Pismo”).
5. Ale wracając do inceli – autorki pokazują zjawisko na szerszym tle, włączając do rozważań problemy generowane przez patriarchat czy schyłkowy kapitalizm, dla mnie szczególnie ciekawy wydaje się jednak fakt, że jest to środowisko całkowicie internetowe (co różni je choćby od młodzieżowych subkultur). Bez internetu nie byłoby inceli jako samoświadomej grupy, co uznaję za paradoks, bo internet powinien dawać takim ludziom wielką szansę na wyjście z przegrywu, a daje coś zupełnie innego.
Wprawdzie nie znam żadnych badań na ten temat, ale jako reprezentant ostatniego pokolenia, którego młodość przypadła na czasy przedinternetowe, mam swoje obserwacje i wspomnienia. Zawsze gdzieś obok tych ładnych (w incelskim słowniku: chadów) i bogatych pojawiali się przecież ci z rozmaitymi brakami – brzydcy lub nieśmiali (albo nieśmiali, bo brzydcy). Samotni, nieszczęśliwi itd. Zresztą i ja – w dzieciństwie oszpecony przez choroby i z ogromnymi trudnościami we wchodzeniu w interakcje z rówieśnikami – miałem zadatki na jeden z takich właśnie przypadków. Zalążek incela, nastoletni przedprzegryw, by nie zatapiać się w smutnych przemyśleniach, spędzałem czas zakopany w książkach, filmach na wideo i grach komputerowych.
6. Za największy problem tamtych lat uznaję właśnie brak dostępu do wiedzy. “Nie garb się” czy “nie bądź taki nieśmiały” to były jedyne rady, jakie miało życie dla chłopaków z problemami. Gdyby był internet, pewnie dowiedzielibyśmy się, że większość rzeczy, z którymi się zmagamy, można leczyć i naprawiać. Że są terapie i jest nadzieja. Że po drugiej stronie sieciowego łącza siedzą inni, którzy borykają się z podobnymi problemami, a razem boryka się trochę łatwiej. Po to przecież – do informowania i kontaktu – powstał internet.
Ok, ja – niedoszły, bo zbyt krótki na bramkarza reprezentant kraju w piłce nożnej – pewnie dowiedziałbym się też, że mój futbolowy idol, Peter Shilton, jest zaledwie 3 cm ode mnie wyższy, a wcale nie przeszkodziło mu to w zostaniu jednym z najbardziej utytułowanych golkiperów w historii futbolu, co raczej nie poprawiłoby mi humoru. Ale to nie jest moja historia, zwłaszcza że przecież poradziłem bez internetu, a pisząc teraz o tym wszystkim, myślę nawet, że ów nieco wymuszony kontakt z popkulturą w ponurym dzieciństwie ostatecznie wyszedł mi na dobre (na pewno na lepsze niż później wychodziły mi kontakty z imprezowymi rówieśnikami).
7. Dziś – właśnie dzięki internetowi – młodzi, pechowi i pogubieni ludzie powinni zyskać fachową pomoc oraz wsparcie. Wszystko to przecież – informacje, kontakty – w sieci jest w zasięgu kilku kliknięć. Tymczasem oni wpadają w incelosferę, by grupowo nakręcać się we frustracji, poczuciu beznadziei i nienawiści do świata. Co jest zresztą zjawiskiem charakterystycznym dla współczesnego internetu, zamykającego nas w bańkach i monetyzującego negatywne emocje. Pieprzyć taki internet.
A książkę Przegryw szczerze polecam.
Przydatny tekst? Postaw kawę autorowi, dzięki czemu wkrótce powstaną kolejne, być może jeszcze ciekawsze. Wszystkim mecenasom z serca dziękuję za wsparcie!
Do zobaczenia i do przeczytania
17 stycznia (piątek) o godz. 18:00 w łódzkim Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej poprowadzę spotkanie z Michałem Śledzińskim i Marcinem Łuczakiem, którego tematem będzie prześwietny magazyn “Produkt” – jego historia, niedawna reaktywacja, a być może także przyszłość. Szczegóły wydarzenia na stronie organizatora. Jako lekturę uzupełniającą polecam natomiast mój tutejszy wpis pt. Ilustrowany wehikuł czasu.
Tymczasem następny list do internetu wyślę już w najbliższy piątek. Nie chcesz go przegapić? Zasubskrybuj kanał RSS, skorzystaj z aplikacji Substacka lub – najlepiej – zapisz się na newsletter za pomocą przycisku poniżej. To nic nie kosztuje i zawsze możesz zrezygnować.
Pozdrawiam i do przeczytania ~~
Bartłomiej Kluska