W jednym z wcześniejszych listów utyskiwałem na lichą sytuację finansową ludzi pióra, a postulat poprawy tej sytuacji – za Jackiem Dehnelem – wzmacniałem przykładem Franza Kafki, który borykał się z zawodową codziennością pracownika biurowego, w efekcie zaś wniósł do historii świata znacznie mniej, niż zapewne wniósłby, gdyby mógł w pełnym wymiarze czasu poświęcić się literaturze.
Rezolutni czytelnicy natychmiast zbili ten argument, trafnie zauważając, że niewesołe doświadczenia życiowe i zawodowe Kafki były przecież pożywką dla jego twórczości, z dużym prawdopodobieństwem można więc założyć, że gdyby rzeczony nie borykał się i nie trudził, nie miałby paliwa dla swojej tyleż ponurej co genialnej prozy.
Jest to uwaga niewątpliwie słuszna i zasadniczo znajdująca potwierdzenie w całej historia literatury. Moglibyśmy wiele stron tego listu zapełnić kolejnymi przykładami. Od skrajnych wojennych i obozowych przeżyć (Borowski, Sołżenicyn), przez materialny niedostatek (Norwid, Schulz), po inne tragedie, choroby i zgryzoty (Stachura, Dostojewski, Bułhakow…) – dałoby się tak długo wymieniać, stawiając wreszcie tezę, że to właśnie niewygody i cierpienia najczęściej bywały źródłem wielkiego pisarstwa.
Znacznie trudniej byłoby, jak sądzę, znaleźć przykłady odwrotne – powiedzmy: z zawodu syn, spadkobierca wielkiej fortuny, od małego pobierający opłacane przez rodziców prywatne lekcje pisania, mający duże dębowe biurko i gabinet z widokiem na prywatny ogród… – które owocowałyby znakomitą literaturą.
Nawet przecież gdy któryś z pisarzy odnosił sukces, zazwyczaj wcześniej miał w życiu bardzo pod górkę. Chory na gruźlicę Piasecki swojego Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy skrobał ogryzkiem ołówka w więzieniu na Świętym Krzyżu, Hemingway, zanim w ogóle zaczął pisać, prawie dał się zabić podczas I wojny światowej, Bukowski układał pierwsze wiersze, jednocześnie tyrając ponad siły jako listonosz, King żył na granicy ubóstwa, bez większych sukcesów próbując sprzedawać opowiadania do pulpowych magazynów…
Oczywiście można mnożyć podobne opowieści w nieskończoność, moim zdaniem warto jednak postawić przy tym pytanie, co na to sami autorzy. Czy – według nich – gdyby nie przeżyli tych wszystkich tragicznych i przykrych rzeczy, czy gdyby nie niewygody i dyskomforty i gdyby los oszczędził im chorób, wojen i niedostatku, słowem: gdyby żyło im się łatwiej, czy pisaliby lepiej czy gorzej.
Co do większości z wyżej wymienionych mogę tylko domniemywać, ale jeśli chodzi o Kafkę, od którego zacząłem te rozważania, sprawdziłem i wiem. Otóż w liście do narzeczonej, Felice Bauer, zwierzył się on z marzenia, by “z przyborami do pisania i lampą zamieszkać w najdalszym pomieszczeniu (...) piwnicy”, do którego ktoś by tylko donosił posiłki, sam zaś nieniepokojony przez życie Kafka mógłby wtedy poświęcić się literaturze. Do wysysającej z niego radość życia pracy biurowej, choć miała ona dobroczynny wpływ na jego twórczość, jakoś nie tęsknił. Marzenie Kafki nigdy jednak się nie spełniło.
Ciekawy tekst? Wspomóż autora kawą, bo bez kawy nie da rady pisać następnych.
Dotychczasowych darczyńców proszę natomiast o doczytanie tego listu do końca!
Raport z warsztatu
Tymczasem ja – oczywiście nie mając ani talentów ani literackich zapędów godnych wyżej przytoczonych sław – też borykam się z życiem, toteż pełnometrażowe plany literackie na rok bieżący muszę niestety przełożyć na rok przyszły. Słowem: to, co miało ukazać się jesienią, ukaże się wiosną albo faktycznie jesienią, ale roku 2026, zobaczymy.
W edytorze mam wprawdzie dwie ambitne książki eseistyczne – w tym jedną, być może nieco karkołomnie, skierowaną do młodego czytelnika – chęć napisania których wzięła się u mnie nie z ekonomicznej kalkulacji, lecz z potrzeby serca. Obie jednak wymagają skupienia, nakładów pracy oraz precyzji myśli, a warunków tych obecna moja rzeczywistość zdrowotna, osobista i zawodowa nie pozwala spełnić.
O ile jeszcze krótki felietonik taki jak tutaj czy komercyjny artykuł jestem w stanie z siebie wycisnąć – o tyle dłuższe wypowiedzi pisemne przychodzą mi ostatnio z trudem i niezadowalającym efektem końcowym.
Co nie oznacza, że nic mojego nie trafi wkrótce do czytelników. Wręcz przeciwnie – 40. urodziny dwóch znakomitych komputerów skłoniły mnie do napisania obszernego artykułu o jednym oraz, jako że temat nie zmieścił się w formacie prasowym, minibooka o drugim. Szczegóły lada moment.
Tymczasem, nieco niespodziewanie i poza mną, anonsowana jest jeszcze jedna premiera.
Gry z komiksem
Najstarsi czytelnicy newslettera mogą pamiętać, że latem ubiegłego roku zapowiadałem tutaj ukazanie się integrala z moimi (scenariusz) i Tomka Kleszcza (rysunki) ilustrowanymi fanfikami, w których w komiksowej formie dopowiadamy różne historyjki, żarty i zmyślenia do gier wideo.
Rzecz – jak podałem w swej naiwności – miała trafić do rąk czytelników “wczesną jesienią”, lecz jesień minęła bezpowrotnie, później jak sen złoty przeleciały zima oraz wiosna, komiksu zaś nie było i nadal nie ma.
Ale – jak twierdzi wydawca – teraz ma być. I oczywiście ten akurat wydawca mówił tak wielokrotnie o swoich wcześniejszych publikacjach, zdecydowanie zbyt często przy tym mijając się z prawdą.
Co jednak, moim zdaniem, nie przekreśla całego jego dorobku, o czym szerzej pisałem, recenzując zmarnowaną, lecz pożyteczną książkę Więcej węgla.
No więc: jeśli komiks będzie dostępny zgodnie z zapowiedziami, to polecam się łaskawej uwadze czytelników.
Do zobaczenia?
Premiera Gier z komiksem – podobno – na Pixel Heaven, które to wydarzenie rok temu skończyło się organizacyjną katastrofą, w tym zaś ma zaliczyć spektakularny powrót do dobrej formy lub, jak twierdzą wątpiący, ostateczny upadek.
Jak będzie w rzeczywistości, zamierzam przekonać się osobiście, a jeśli ktoś z P.T. Czytelników chciałby również to sprawdzić, to 7 czerwca (sobota) o godz. 14:00 na głównej scenie PH 2025 wraz z Michałem “Śledziem” Śledzińskim i Michałem “Kroogerem” Cichym mamy głowić się nad związkami i przenikaniem się growych oraz komiksowych światów.
40 lat Macintosha
Przypominam też, że tylko do połowy czerwca w łódzkim Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej da się zwiedzać wystawę, którą przygotowałem razem z Jackiem Łupiną, właścicielem chwilowo bezdomnego Apple Muzeum Polska. Wszystkich eksponatów można dotknąć i sprawdzić, jak komputery te zmieniały się w ciągu minionych czterech dekad, a na wieczną rzeczy pamiątkę zabrać drukowany i całkowicie bezpłatny katalog. Zapraszam serdecznie, bo następna okazja do podziwiania wspaniałej kolekcji Jacka nie zdarzy się szybko! Szczegóły na stronie wydarzenia.
Podziękowania dla darczyńców
Korzystając z okazji, kłaniam się w pas mecenasom Listów do internetu. Adam, Adrian, Alicja, Andrzej, Dariusz, Emilian, Grzegorz, Hubert, Jakub, Jan, Krzysztof, Łukasz, Maciej, Marcin, Marek, Michał, Piotr, Przemysław, Rafał, Tomasz, Zuzanna oraz wszyscy, którzy dokonywali wpłat na mój fundusz kawowy pod pseudonimami lub anonimowo – wielkie dzięki za wsparcie! Każde, nawet najmniejsze, jest dla mnie bardzo cenne.
Listy do internetu w trybie wakacyjnym
Tradycyjnie już, w związku z nadejściem lata i aby zarówno autora, jak i czytelników nieco odciągnąć od ekranów, aż do września newslettery będę rozsyłał co dwa tygodnie. Dla stęsknionych w zakładce Notes zamierzam, jak zwykle, umieszczać krótkie teksty informacyjne i rekomendacje.
Nieodmiennie zalecam subskrypcję e-mailową Listów do internetu (przycisk poniżej), kanał RSS mojej strony albo – w ostateczności – skorzystanie z aplikacji Substacka.
No i wszystkim mecenasom z całego serca dziękuję za kawę!
Do przeczytania wkrótce.
Ja tylko chciałem dościślić, że nie jest moim twardym wyobrażeniem, że tylko artysta na progu załamania, jedzący kromkę chleba na tydzień jest w stanie wyprodukować sztukę. Natomiast zawsze się będę upierał, że po dziele widać, czy autor ma jakieś doświadczenia z pierwszej ręki z których czerpie.
Wierzę szczerze i gorliwie, że ktoś kto pojedzie na weekend do lasu 50Km od miasta w którym mieszka napisze bardziej zajmującą historyjkę o skrzatach niż ktoś, kto zobaczy najlepiej nakręcony i opowiedziany najaksamitniejszym brytyjskim akcentem film dokumentalny o Amazonii.
Chciałbym tylko nadmienić, że jako ojciec przedszkolaka wiem doskonale, że wakacje zaczynają się końcówką czerwca, a nie maja. Więc to chyba najdłuższe możliwe wakacje - porównywale tylko z tymi maturzystów (o ile dany maturzysta wybiera się na stuida). Ale temat notki zapewne nieprzypadkowy więc i potrzebnego odpoczynku życzę.
PS: Dziękuję za dostarczenie pierwszego powodu na odpowiedzenie Pixela.