I bardzo brakuje mi takich startrekowych wizji. Na nich się wychowałem i marzę o świecie idącym tą drogą. A skoro świat tak nie chce iść, to mogłaby chociaż fantastyka to pokazywać / opisywać.
Co do nastrojów, ostatnio w głowie komponowałem sobie listę naprawdę dołujących gier wideo, które ostatnimi czasy trafiłem:
The Forever Winter - "ta jedna migawka sceny z Terminatora, ale przerobiona na pełną grę"
Dust Front - RTS w przygnębiającej oprawie graficznej. Twórca pochodzi z Rosji, gdzieś czytałem, że publicznie jest pro-Putinowski, ale nie udało mi się tego zweryfikować. Być może gra o niekończącej się brutalnej wojnie jest formą terapii.
+ niesłabnąca od dekady popularność gotyckich soulslike'ów
ale na drugą nóżkę, mamy całą masę tytułów, które są "cosy" i mają dostarczyć ciepłego eskapizmu
z planszówek sporo dobrego słyszałem o "Daybreak", grze gdzie gracze próbują wspólnie sprostać kryzysowi klimatycznemu (i zazwyczaj się to nie udaje...)
Też czytałem o tym Daybreak i wierzę, że kiedyś pojawi się w Polsce i po polsku (nb. sądzę, że Ministerstwo Edukacji powinno dotować takie gry i rozsyłać je do szkół).
Rzecz być może warta głębszej refleksji: tryb kooperacji w grach wszelakich (nie tylko planszowych), jakże rzadko stosowany, dziś byłby nam - poszukiwaczom wysychających źródełek jakiegokolwiek optymizmu - potrzebny bardziej niż kiedykolwiek.
Postrzeganie sci-fi i jej (braku) optymizmu chyba zależy od odpowiedzi na pytanie, czego w tej literaturze szukamy: czy wizji przyszłości, do której możemy dążyć jako ludzkość (które mogą być lepsze/glupsze, sprawdzą się lub pewnie jednak nie), czy raczej komentarza do obecnych czasów, strachów i nadziei, ale osadzonego w przyszłości dla niepoznaki czy ekstrapolacji jakichś trendów. Optymistyczne wizje przyszłości mogą się wydawać na dłuższą metę naiwne. Być może dlatego nie zyskały większej popularności? Z kolei ponuractwo „komentującego” sci-fi kojarzy mi się z lekcją, która media też odrobiły już dawno temu - że złe wiadomości przyciągają bardziej niż dobre.
W tym kontekście przywołana Becky Chambers jest o tyle ciekawa, że jej „Psalm” jest… oryginalny? Ma jakąś taką świeżą perspektywę, która nie zajmuje się tylko obecnymi problemami czy strachami, tylko jest jakby krok dalej. I to chyba jest u niej najbardziej optymistyczne
Z chęcią przeczytałbym jakąś pogłębioną analizę tekstów na temat ludzkiej przyszłości i jej przewidywań popełnianych w tekstach literackich przez minione wieki. Mam na myśli publicystykę (taką jak twoja powyżej), a nie literaturę piękną.
Moja wstępna hipoteza jest taka, że dominowałoby czarnowidztwo, a autorzy zwykle widzieli zagrożenia nie tam gdzie one faktycznie występowały. Albo wyolbrzymiali istniejące problemy, które z biegiem czasu rozwiązywał postęp techniczny. Nie należę do grupy negujących np. zmiany klimatyczne, ale być może istnieje jeszcze szansa by je cofnąć (poprzez postęp technologiczny czy spodziewane wyludnienie związane z ogólnym wzrostem poziomu życia).
Być może za 100 lat ludzie będą czytać nasze teksty i śmiać się tak, jak my śmiejemy się na wspomnienie anegdotycznej krowy mającej tracić mleko pod wypływem przejeżdżających pociągów obok jej pastwiska?
Też mam takie wrażenie. Co do literatury pięknej mam wrażenie, że wszelkie gdybanie jest reakcją / komentarzem do sytuacji współczesnej autorowi i jest trochę takim przedłużeniem zauważanych przez niego trendów.
Oczywiście przewidywanie przyszłości to pole do kompromitacji i spektakularnych pomyłek (jako ciekawostkę polecam ilustracje francuskich rysowników, którzy na początku XX wieku wyobrażali sobie wiek XXI: https://histmag.org/Tak-wyobrazano-sobie-rok-2000-na-przelomie-XIX-i-XX-wieku-Galeria-17123) i nawet takie tuzy jak S. Lem często w tej grząskiej materii błądziły.
Natomiast zaryzykowałbym tezę odwrotną niż Twoja, tj. że to wizje optymistyczne częściej okazywały się przestrzelone. Przykład pierwszy z brzegu: dość powszechne w science-fiction latające samochody wyglądają pięknie na filmach o przyszłości, ale wystarczy wyjść na polską ulicę lub przeczytać książkę B. Józefiaka Wszyscy tak jeżdżą, żeby zorientować się, że jako ludzkość jesteśmy zbyt głupi, by używać nawet tych naziemnych.
I bardzo brakuje mi takich startrekowych wizji. Na nich się wychowałem i marzę o świecie idącym tą drogą. A skoro świat tak nie chce iść, to mogłaby chociaż fantastyka to pokazywać / opisywać.
Ten wpis przypomnial mi materiały wideo o Solarpunku na polskim LeftTube:
Problemy ze słonecznym optymizmem | Solarpunk
https://www.youtube.com/watch?v=LURWwvivrw4
Solarpunk: wyjaśnienie w 7 minut
https://www.youtube.com/watch?v=HUcrDWY-N4k
Solarpunk: filozofia, estetyka, aktywizm. Pół-odpowiedź dla @MistyPop
https://www.youtube.com/watch?v=kCBkB8Fes5c
Co do nastrojów, ostatnio w głowie komponowałem sobie listę naprawdę dołujących gier wideo, które ostatnimi czasy trafiłem:
The Forever Winter - "ta jedna migawka sceny z Terminatora, ale przerobiona na pełną grę"
Dust Front - RTS w przygnębiającej oprawie graficznej. Twórca pochodzi z Rosji, gdzieś czytałem, że publicznie jest pro-Putinowski, ale nie udało mi się tego zweryfikować. Być może gra o niekończącej się brutalnej wojnie jest formą terapii.
+ niesłabnąca od dekady popularność gotyckich soulslike'ów
ale na drugą nóżkę, mamy całą masę tytułów, które są "cosy" i mają dostarczyć ciepłego eskapizmu
z planszówek sporo dobrego słyszałem o "Daybreak", grze gdzie gracze próbują wspólnie sprostać kryzysowi klimatycznemu (i zazwyczaj się to nie udaje...)
Też czytałem o tym Daybreak i wierzę, że kiedyś pojawi się w Polsce i po polsku (nb. sądzę, że Ministerstwo Edukacji powinno dotować takie gry i rozsyłać je do szkół).
Rzecz być może warta głębszej refleksji: tryb kooperacji w grach wszelakich (nie tylko planszowych), jakże rzadko stosowany, dziś byłby nam - poszukiwaczom wysychających źródełek jakiegokolwiek optymizmu - potrzebny bardziej niż kiedykolwiek.
Postrzeganie sci-fi i jej (braku) optymizmu chyba zależy od odpowiedzi na pytanie, czego w tej literaturze szukamy: czy wizji przyszłości, do której możemy dążyć jako ludzkość (które mogą być lepsze/glupsze, sprawdzą się lub pewnie jednak nie), czy raczej komentarza do obecnych czasów, strachów i nadziei, ale osadzonego w przyszłości dla niepoznaki czy ekstrapolacji jakichś trendów. Optymistyczne wizje przyszłości mogą się wydawać na dłuższą metę naiwne. Być może dlatego nie zyskały większej popularności? Z kolei ponuractwo „komentującego” sci-fi kojarzy mi się z lekcją, która media też odrobiły już dawno temu - że złe wiadomości przyciągają bardziej niż dobre.
W tym kontekście przywołana Becky Chambers jest o tyle ciekawa, że jej „Psalm” jest… oryginalny? Ma jakąś taką świeżą perspektywę, która nie zajmuje się tylko obecnymi problemami czy strachami, tylko jest jakby krok dalej. I to chyba jest u niej najbardziej optymistyczne
Z chęcią przeczytałbym jakąś pogłębioną analizę tekstów na temat ludzkiej przyszłości i jej przewidywań popełnianych w tekstach literackich przez minione wieki. Mam na myśli publicystykę (taką jak twoja powyżej), a nie literaturę piękną.
Moja wstępna hipoteza jest taka, że dominowałoby czarnowidztwo, a autorzy zwykle widzieli zagrożenia nie tam gdzie one faktycznie występowały. Albo wyolbrzymiali istniejące problemy, które z biegiem czasu rozwiązywał postęp techniczny. Nie należę do grupy negujących np. zmiany klimatyczne, ale być może istnieje jeszcze szansa by je cofnąć (poprzez postęp technologiczny czy spodziewane wyludnienie związane z ogólnym wzrostem poziomu życia).
Być może za 100 lat ludzie będą czytać nasze teksty i śmiać się tak, jak my śmiejemy się na wspomnienie anegdotycznej krowy mającej tracić mleko pod wypływem przejeżdżających pociągów obok jej pastwiska?
Wiem, pocieszam się. Ale cóż innego mi zostaje?
Też mam takie wrażenie. Co do literatury pięknej mam wrażenie, że wszelkie gdybanie jest reakcją / komentarzem do sytuacji współczesnej autorowi i jest trochę takim przedłużeniem zauważanych przez niego trendów.
Oczywiście przewidywanie przyszłości to pole do kompromitacji i spektakularnych pomyłek (jako ciekawostkę polecam ilustracje francuskich rysowników, którzy na początku XX wieku wyobrażali sobie wiek XXI: https://histmag.org/Tak-wyobrazano-sobie-rok-2000-na-przelomie-XIX-i-XX-wieku-Galeria-17123) i nawet takie tuzy jak S. Lem często w tej grząskiej materii błądziły.
Natomiast zaryzykowałbym tezę odwrotną niż Twoja, tj. że to wizje optymistyczne częściej okazywały się przestrzelone. Przykład pierwszy z brzegu: dość powszechne w science-fiction latające samochody wyglądają pięknie na filmach o przyszłości, ale wystarczy wyjść na polską ulicę lub przeczytać książkę B. Józefiaka Wszyscy tak jeżdżą, żeby zorientować się, że jako ludzkość jesteśmy zbyt głupi, by używać nawet tych naziemnych.