George R.R. Martin zdradził kiedyś, że wciąż pisze w edytorze WordStar na komputerze z systemem MS DOS, ponieważ nowocześniejsze narzędzia w połączeniu z dostępem do internetu rozpraszają go i odciągają od pracy.
Wprawdzie tempo, w jakim powstają kolejne części Gry o tron, nie jest może najlepszą reklamą takiej metody twórczej, ale myślę, że wiele piszących osób również boryka się z problemami z koncentracją i szuka w tym zakresie pomocy.
Zwłaszcza że ludzie pióra i klawiatury to jeśli chodzi o dystrakcję grupa wysokiego ryzyka. Z jednej strony czynność pisania wymaga pełnego skupienia, z drugiej – rzadko można, wzorem Martina, pozwolić sobie na całkowite przejście w tryb offline. Nawet jeśli piszesz powieść fantasy o elfach i krasnoludach, prawdopodobnie musisz co jakiś czas zajrzeć do internetu, by szybciutko sprawdzić coś np. w Wikipedii, minimalizujesz więc okno edytora… a stąd już prosta droga, by godzinę później ocknąć się w niszowych i, o zgrozo, absolutnie niezwiązanych z tematem pracy rejonach YouTube’a.
Been there, done that, więc wiem, że wrócić z takiej niespodziewanej sieciowej eskapady do pisania jest bardzo trudno, a ponieważ współczesne systemy komputerowe – z nieskończonym feedem i ciągłymi powiadomieniami – projektowane są nie po to, by nam pomagać, lecz by nas uzależniać od scrollowania i klikania, można podejrzewać, że problem będzie narastać. Wciąż też większa będzie liczba ludzi poszukujących skutecznych metod na walkę z dystrakcją i odszukanie skupienia potrzebnego do tego, by – zamiast internetem – zająć się pracą twórczą.
Skrajnym efektem takich poszukiwań może być np. zakup jednego z urządzeń marki Freewrite – nowoczesnych maszyn do pisania, w wersji stacjonarnej lub przenośnej, zazwyczaj wyposażonych w malutki wyświetlacz z e-papieru i/lub świetną mechaniczną klawiaturę, za to z bardzo ograniczonymi możliwościami edycji tekstu. Tutaj – jak dawniej na maszynie – mamy tylko pisać i pisać, a gdy już napiszemy to, co chcieliśmy, to dzięki synchronizacji pliku .txt z wybraną chmurą, możemy sobie rozdział powieści czy esej doszlifować i zredagować już na komputerze, korzystając z takich, na Freewrite nieobecnych, dobrodziejstw współczesności jak choćby strzałki kierunkowe czy funkcje “kopiuj” i “wklej”. Miałem okazję testować jedną z tych zabawek i robi bardzo dobre wrażenie, ale przyda się tylko tym osobom piszącym, które mogą to robić bez dostępu do internetu. No i muszą to być (rzadki w naszym fachu gatunek!) osoby jednak dość zamożne, bo Freewrite kosztuje nieprzyzwoicie wręcz dużo.
Osobiście – jako człowiek pióra nieskory do przepłacania – w dziedzinie hardware’u preferuję rozwiązanie równie skuteczne, a zdecydowanie tańsze, mianowicie najgorszy dostępny komputer. Korzystam otóż z takiej fantastycznej cechy edycji tekstu, że jest to czynność bardzo niewiele wymagająca od maszyny pod kątem procesora, pamięci itp. Dlatego poprzednie książki napisałem na Raspberry Pi, a teraz używam archaicznego peceta, który edytor, owszem, uruchomi, przeglądarkę z Wikipedią również, ale już np. przy filmikach z YouTube’a i facebookowym feedzie dość mocno się spoci, zacznie zawieszać się i wyrzucać tajemniczo brzmiące błędy, co bardzo skutecznie – i niedrogo – izoluje mnie od pokus filmikowego czy socialmediowego bumelanctwa.
Zaoszczędzone na komputerze pieniądze wydałem natomiast na biurko do pracy stojącej, które również sprzyja koncentracji i skupieniu. Pisanie w takiej pozycji – choć podobno korzystne dla kręgosłupa – powoduje zmęczenie nóg, skłaniając nie do scrollowania internetowych głupot, tylko jak najszybszego napisania tego, co jest do napisania, by móc wreszcie usiąść albo się położyć.
Co przynosi pożądane efekty, a ponieważ i ten tekst piszę na stojąco, motywuje mnie to, by nie lać wody, tylko niezwłocznie przejść do porady software’owej, tj. kwestii edytorów tekstu z nurtu distraction-free. W odróżnieniu od Worda programy takie nie mają wielu zróżnicowanych funkcji i opcji formatowania, a w przeciwieństwie do Docsów nie żyją jako zakładka w pełnej pokus przeglądarce. Oferują natomiast tryb pełnoekranowy z minimalistycznym interfejsem (tylko tekst na jednolitym tle), co ma pomóc użytkownikom w utrzymaniu uwagi na pisaniu.
Wybór takiego programu zależy nie tylko od preferowanego systemu operacyjnego, ale też zasobności portfela, bo sporo edytorów distraction-free (oczywiście zwłaszcza na urządzenia marki Apple) to aplikacje płatne. Świetną typografią kusi iA Writer, Typora doskonale obsługuje język Markdown, Ommwriter zachęca wspierającymi jakoby procesy twórcze tłami i dźwiękami… Rzecz jasna, jako – jak już wspomniałem – człowiek oszczędny, a więc nieskory do wydawania pieniędzy na tak proste oprogramowanie, nie korzystam z wyżej wymienionych opcji, zwłaszcza że istnieją też równie dobre edytory darmowe, pod Windows np. FocusWriter (z rozbudowanymi statystykami sesji pisania) i ghostwriter (z estetycznym designem i przyjaznym interfejsem oraz open source), których przetestowanie szczerze polecam.
Osobiście od lat używam WriteMonkey, bo oferuje obsługę całego procesu pisania z klawiatury (łącznie z konsolą), więc nie muszę odrywać rąk i sięgać po mysz. A w bonusie dokłada tzw. typewriter scroll, czyli nie – jak inne edytory – w miarę postępu prac przesuwa kursor i pisany właśnie wiersz na dół ekranu, lecz – wzorem maszyn do pisania – utrzymuje przestrzeń roboczą mniej więcej na wysokości wzroku. Co bardzo lubi mój kręgosłup szyjny. WriteMonkey ma oczywiście więcej atutów, no ale najpierw trzeba się trochę napocić, by programik ten skonfigurować pod swoje potrzeby, co może być uciążliwe dla początkujących.
A napisawszy tyle znaków o tych wszystkich intrygujących aplikacjach, muszę zauważyć, że w systemie Windows 11 pojawił się odświeżony Notatnik, który ma w zasadzie wszystkie funkcje potrzebne, by do pamięci komputera wstukać arcydzieło: tryb ciemny (żeby chronić oczy), funkcję autozapisu (wiadomo) i zakładki (żeby w jednej pisać, a w drugiej robić notatki). Tyle wystarczy (a jeśli nie, to są również darmowe opcje takie jak Gedit czy Notepad++).
Korzystając z okazji, zwracam uwagę, że wszystkie wyżej wymienione programy mają także tę zaletę, że korzystają z plików plain-text, o których licznych atutach pisałem w tym artykule.
Niezależnie od wybranego edytora trzeba też pamiętać o wyłączeniu na komputerze wszelkich powiadomień, bo – zazwyczaj mogące poczekać lub w ogóle skierowane nie do nas – komunikaty z Teamsa, Slacka, Discorda czy WhatsAppa bardzo skutecznie wybijają z rytmu pisania, do którego wrócić jest szalenie trudno.
No ale to już porada skierowana ogólnie do ludzi robiących na komputerze cokolwiek, co jest dla nich ważne, nie tylko do piszących. Druga z tej serii – równie oczywista, lecz też często ignorowana – brzmi: smartfon nie chce ci pomóc i tylko udaje twojego kumpla, więc niech nie leży na biurku obok, ale czeka w innym pomieszczeniu.
To wszystko. Ten tekst napisałem w godzinę jednym ciągiem.
Przydatne? Możesz odwdzięczyć się, kupując mi kawę. Listy do internetu są darmowe, ale powstają nocami, gdy już napiszę wszystko, co piszę dla pieniędzy, więc bez kawy nie dam rady.
Łódzka Noc Muzeów przyniesie nie lada gratkę dla fanów historii gier wideo i informatyki. 17 maja w godz. 17:00-00 Muzeum Komputerów Domowych i Konsol wGRASIE? po raz pierwszy udostępni zwiedzającym swoją interaktywną, pełną unikatowych sprzętów i programów ekspozycję. Zapraszam w imieniu organizatorów, ul. Dowborczyków 17/19. Szczegóły na Facebooku.
Do zobaczenia
Ogromnie lubię Chorzów, a każdą wizytę w tym mieście wspominam bardzo dobrze, tym chętniej więc przyjąłem zaproszenie na Śląski Festiwal Fantastyki Cosmicon, podczas którego wraz z red. Marcinem Borkowskim i prof. Michałem Kłosińskim (oraz, mam nadzieję, przy aktywnym udziale publiczności) będziemy zastanawiać się, czy nadal warto grać w stare gry komputerowe.
Zapraszam 24 maja, Planetarium w Parku Śląskim, wstęp – jak powinno być na dobrych wydarzeniach tego typu – wolny. Szczegóły na stronie festiwalu.
A następny list do internetu wyślę już w najbliższy piątek. Jeśli nie chcesz go przegapić, skorzystał z kanału RSS lub podaj adres e-mail w okienku poniżej. Subskrypcja jest darmowa i zawsze można z niej zrezygnować.
Ja po prostu siadam i piszę. Umawiam się ze sobą, że przez najbliższe 3h nie będę patrzył w telefon, zaglądał do neta, itp. Na yt puszczam muzykę, w perplexity szukam cytatów. I tyle. Wiem, że to zupełnie nie sexy bo systemy, aplikacje, odbieranie sobie dostępu i tworzenie ograniczeń wydaje się łatwiejsze ale myślę że nie jest. Myślę że to też jakaś forma uciekania od faktu, że pisanie (jak każda inna aktywność wymagająca naszej uwagi) jest po prostu trudne.
Niemniej fajny tekst i jako gadżeciarz mógłbym mieć jakąś maszynę do pisania podłączoną do mini wyświetlacza. Brzmi cool.
Jeśli chodzi o rozwiązania drogie to proponuję tablet Remarkable. Jest stworzony do pracy w skupieniu a jego połączenie z Internetem jest ograniczone. Dodatkowa inwestycja w type folio czyli etui z wbudowaną klawiaturą czyni z niego e-papierowy laptop który sprzyja pracy w skupieniu. Ale tanie nie jest, choć doskonałe.