Nie było nigdy pięknej przeszłości, gdzie Królowie Filozofowie rozprawiali o naturze rzeczy. Jedyne, co Internet zmienił to wyskalował ilość pań z łokciami wspartymi na poduszkach, wyglądających przez okno. Ludzie lubią skandaliki, ploteczki, oglądać ludzkie upadki, najlepiej w zwolnionym tempie, dodaj do tego dwukierunkowość tego wszystkiego, kiedyś nie mogłeś osobie z okładki kolorowego czasopisma powiedzieć „ty kurwo”, a teraz możesz!
Długi ogon stał się jeszcze dłuższy, ale wyższy. Ci na górze są na górze, są na mega-górze, ale ci w połowie też podjedzą na tworzeniu kątętu. Przemysł kultury, społeczeństwo spektaklu, etc, etc.
Nawet Ty i ja teraz dokładamy do tego spektaklu, komentując nasze nim zażenowanie, a ktoś nawet napisał o tym książkę. Kątęt kontesterzy kreują kątent. Można kupić koszulkę z podobizną Cze produkowaną przez para-niewolniczą siłę roboczą i zostać e-rewolucjonistą, można oglądać z wypiekami najgłupszych strimerów i napisać potem książkę albo komentarz o książce.
W zasadzie racja i choć chciałbym skontrować komentarz, to nie mam polemicznej amunicji. Mógłbym - by nie przyznać przed sobą, że powyższe 8 kB tekstu było jednak zbędne - oczywiście próbować, że to - jak piszesz - "jedyne co internet zrobił...", to jednak bardzo duża zmiana w kulturze i cywilizacji, ale dodawałabym kolejne kilobajty do zjawiska, więc nie.
"Temat na inne rozważania: czy upadek internetu, w sensie masowego napływu durniów (zarówno twórców “contentu”, jak i jego odbiorców), powiązany jest z rozwojem technologii, który umożliwił emisję wideo online. Innymi słowy: czy konieczność pisania i czytania w sieci była zaporą, która przynajmniej w większości powstrzymywała tych najgłupszych “internautów”?"
Nie. Dobrze pamiętam początki popularności blogów czy forów dyskusyjnych. Treści, jakie pojawiały się na wielu z nich, stały na bardzo niskim poziomie, w dodatku nagminne były wszelkiego rodzaju wyzwiska, prowokacje czy obraźliwe wpisy. Zresztą i za czasów prasy drukowanej ludzi ciągnęło do treści nastawionych na sensacje, pozbawionych głębszych wartości (pamięta ktoś jeszcze pismo "Skandale"?). Forma wideo, a zwłaszcza transmisji na żywo, umożliwia bardziej bezpośredni kontakt pomiędzy twórcą a odbiorcą, stąd wzrost popularności tej formy komunikacji z odbiorcami. Jeśli chodzi natomiast o wysyp treści patologicznych bądź niskiej jakości, to przyczyną jest brak kontroli nad tym, co ludzie publikują. Telewizja, prasa czy serwisy internetowe podlegają podstawowej kontroli i weryfikacji, choćby ze strony redaktora naczelnego. W przypadku blogów, kanałów na YouTube czy livestreamów tej kontroli nie ma. I tak jak kiedyś blogi i fora były siedliskiem miałkich, niekiedy patologicznych treści, tak teraz tym samym są materiały wideo bądź transmisje na żywo. Na blogach pozostały przede wszystkim osoby, które rzeczywiście mają coś do powiedzenia, ale mnóstwo takich osób jest również na YouTube. Ich materiały często również mają po kilkaset odsłon, tak jak Twoje teksty.
Pewnie było tak, jak piszesz. Nie prowadzono (chyba że jednak, a ja ich nie znam?) żadnych badań w tym zakresie, pozostają wspomnienia z wczesnego internetu. Moje są trochę inne, co nie znaczy, że bardziej prawdziwe (może mniej, robię się stary i mi się miesza). Natomiast wydaje mi się, że internet do pewnego momentu był, mimo oddolnej organizacji i dość anarchicznych korzeni, jednak dość przyjazną przestrzenią - nawet usenetowe czy ircowe trolle dawało się pacyfikować.
Potem coś się popsuło.
Być może nie chodziło - jak podejrzewam - o tekstową komunikację, które odstraszałyby kretynów, a barierą były jednak pewne wymagania w zakresie umiejętności informatycznych (obsługa komputera, konfiguracja modemu, zrobienie strony WWW, tworzenie grafik i filmów...), być może tama puściła po upowszechnieniu dostępu do internetu (tzw. dzieci Neostrady) albo to dopiero social media i korporacyjne algorytmy zrobiły internautom wodę z mózgów, a być może wszystkie powyższe są prawdziwe.
Nie było nigdy pięknej przeszłości, gdzie Królowie Filozofowie rozprawiali o naturze rzeczy. Jedyne, co Internet zmienił to wyskalował ilość pań z łokciami wspartymi na poduszkach, wyglądających przez okno. Ludzie lubią skandaliki, ploteczki, oglądać ludzkie upadki, najlepiej w zwolnionym tempie, dodaj do tego dwukierunkowość tego wszystkiego, kiedyś nie mogłeś osobie z okładki kolorowego czasopisma powiedzieć „ty kurwo”, a teraz możesz!
Długi ogon stał się jeszcze dłuższy, ale wyższy. Ci na górze są na górze, są na mega-górze, ale ci w połowie też podjedzą na tworzeniu kątętu. Przemysł kultury, społeczeństwo spektaklu, etc, etc.
Nawet Ty i ja teraz dokładamy do tego spektaklu, komentując nasze nim zażenowanie, a ktoś nawet napisał o tym książkę. Kątęt kontesterzy kreują kątent. Można kupić koszulkę z podobizną Cze produkowaną przez para-niewolniczą siłę roboczą i zostać e-rewolucjonistą, można oglądać z wypiekami najgłupszych strimerów i napisać potem książkę albo komentarz o książce.
Możesz wszystko, oprócz zmiany panującej kultury.
W zasadzie racja i choć chciałbym skontrować komentarz, to nie mam polemicznej amunicji. Mógłbym - by nie przyznać przed sobą, że powyższe 8 kB tekstu było jednak zbędne - oczywiście próbować, że to - jak piszesz - "jedyne co internet zrobił...", to jednak bardzo duża zmiana w kulturze i cywilizacji, ale dodawałabym kolejne kilobajty do zjawiska, więc nie.
"Temat na inne rozważania: czy upadek internetu, w sensie masowego napływu durniów (zarówno twórców “contentu”, jak i jego odbiorców), powiązany jest z rozwojem technologii, który umożliwił emisję wideo online. Innymi słowy: czy konieczność pisania i czytania w sieci była zaporą, która przynajmniej w większości powstrzymywała tych najgłupszych “internautów”?"
Nie. Dobrze pamiętam początki popularności blogów czy forów dyskusyjnych. Treści, jakie pojawiały się na wielu z nich, stały na bardzo niskim poziomie, w dodatku nagminne były wszelkiego rodzaju wyzwiska, prowokacje czy obraźliwe wpisy. Zresztą i za czasów prasy drukowanej ludzi ciągnęło do treści nastawionych na sensacje, pozbawionych głębszych wartości (pamięta ktoś jeszcze pismo "Skandale"?). Forma wideo, a zwłaszcza transmisji na żywo, umożliwia bardziej bezpośredni kontakt pomiędzy twórcą a odbiorcą, stąd wzrost popularności tej formy komunikacji z odbiorcami. Jeśli chodzi natomiast o wysyp treści patologicznych bądź niskiej jakości, to przyczyną jest brak kontroli nad tym, co ludzie publikują. Telewizja, prasa czy serwisy internetowe podlegają podstawowej kontroli i weryfikacji, choćby ze strony redaktora naczelnego. W przypadku blogów, kanałów na YouTube czy livestreamów tej kontroli nie ma. I tak jak kiedyś blogi i fora były siedliskiem miałkich, niekiedy patologicznych treści, tak teraz tym samym są materiały wideo bądź transmisje na żywo. Na blogach pozostały przede wszystkim osoby, które rzeczywiście mają coś do powiedzenia, ale mnóstwo takich osób jest również na YouTube. Ich materiały często również mają po kilkaset odsłon, tak jak Twoje teksty.
Pewnie było tak, jak piszesz. Nie prowadzono (chyba że jednak, a ja ich nie znam?) żadnych badań w tym zakresie, pozostają wspomnienia z wczesnego internetu. Moje są trochę inne, co nie znaczy, że bardziej prawdziwe (może mniej, robię się stary i mi się miesza). Natomiast wydaje mi się, że internet do pewnego momentu był, mimo oddolnej organizacji i dość anarchicznych korzeni, jednak dość przyjazną przestrzenią - nawet usenetowe czy ircowe trolle dawało się pacyfikować.
Potem coś się popsuło.
Być może nie chodziło - jak podejrzewam - o tekstową komunikację, które odstraszałyby kretynów, a barierą były jednak pewne wymagania w zakresie umiejętności informatycznych (obsługa komputera, konfiguracja modemu, zrobienie strony WWW, tworzenie grafik i filmów...), być może tama puściła po upowszechnieniu dostępu do internetu (tzw. dzieci Neostrady) albo to dopiero social media i korporacyjne algorytmy zrobiły internautom wodę z mózgów, a być może wszystkie powyższe są prawdziwe.
W usenecie i na ircu istniała jednak jakaś moderacja.