W 1904 roku Elizabeth Magie opracowała Landlord’s Game – edukacyjną planszówkę, w której gracze kupowali działki i ulice oraz stawiali na nich budynki. Nie rywalizowali jednak o to, kto zarobi najwięcej i doprowadzi konkurentów do bankructwa.
Wręcz przeciwnie: gdy jeden z nich budował nieruchomość, pozostali otrzymywali pieniądze z podatków, a gra kończyła się zwycięstwem wszystkich uczestników zabawy, jeśli ten początkowo najbiedniejszy podwoił stan swojego posiadania.
Landlord’s Game miało w ten sposób spopularyzować idee XIX-wiecznego ekonomisty Henry’ego Georga’a, który krytykował prywatną własność ziemską i twierdził, że cała ziemia powinna należeć do państwa. Przecież jej wartość zależy głównie od tego, co wspólne (czyli zasobów naturalnych, ale i np. infrastruktury w okolicy) – przekonywał – a więc trzeba ją opodatkować, zaś pieniądze płynące z tego źródła przeznaczyć na potrzeby społeczności.
By pokazać, do czego prowadzi bezlitosny kapitalizm, Magie przygotowała także alternatywną wersję swojej gry. W tej gracze skupywali nieruchomości i zbierali czynsze od pechowców, którzy zatrzymali się na ich działkach. Gdy w pierwszej wersji wszyscy współpracowali, by razem odnieść sukces, tu jeden się bogacił, reszta zaś kończyła w nędzy.
Drugi wariant miał pokazać absurdy systemu prywatnej własności ziemskiej, lecz nie wszystko poszło zgodnie z planem autorki.
Otóż niejaki Charles Darrow, były sprzedawca grzejników, wykorzystując “kapitalistyczną” wersję Landlord’s Game, przygotował własną planszę i zatytułował “swoje” dzieło Monopoly. Zainteresował też grą potentata na rynku zabawkarskim: firmę Parker Brothers.
Wydane pod tym szyldem Monopoly już w latach 30. XX wieku stało się jedną z najpopularniejszych planszówek. I to na całym świecie, bowiem producent od razu zadbał o lokalny charakter zabawy. W wersji brytyjskiej budowano i kupowano więc nieruchomości w Londynie, w wersji francuskiej – w Paryżu, a w niemieckiej – w Berlinie (sprzedaży tej ostatniej zabroniły nazistowskie władze). Liczba edycji rosła błyskawicznie.
Oczywiście gdy w firmie zorientowano się, że prawa do gry niekoniecznie należą do tego, od kogo je kupiono, podpisano stosowne porozumienie z Magie. Autorka Landlord’s Game otrzymała 500 dolarów.
Charles Darrow dzięki Monopoly został milionerem, choć do końca życia nie stworzył już ani jednej gry.
Ile na grze zarobiło Parker Brothers, a potem inni właściciele praw do marki (obecnie jest to Hasbro) – trudno oszacować, ale pewne jest, że Monopoly to prawdziwa żyła złota. Chyba nie ma w historii drugiej tak żywotnej planszówki.
Do krajowych wersji gry, których liczba obecnie przekroczyła 100, dołączyły edycje tematyczne, rozgrywane np. w uniwersach Star Treka, Gwiezdnych Wojen czy Disneya. Monopoly doczekało się też wersji na praktycznie wszystkie popularne komputery i konsole, gdzie żywego przeciwnika może zastąpić sztuczna inteligencja. Opracowano również skierowaną do najmłodszych graczy edycję Junior z uproszczonymi zasadami oraz bazujące na marce Monopoly karcianki, gry w kości i planszówki o zróżnicowanej mechanice. Ich cel jest jednak każdorazowo tak samo okrutny jak w pierwowzorze: wzbogacić się i puścić z torbami konkurentów.
A przecież do grona graczy w Monopoly można było dołączyć także dzięki nielicencjonowanym klonom, które w latach 80. pojawiały się zwłaszcza w krajach komunistycznych. Swoją wersję gry dostali nawet mieszkańcy ZSRR, a nazywała się ona NEP – Nowa Polityka Ekonomiczna – tak samo jak wczesna radziecka doktryna gospodarcza zakładająca dopuszczenie w komunizmie elementów rynkowych. W Czechosłowacji popularnością cieszyły się Dostihy a sázky (Wyścigi konne i zakłady), w której zamiast nieruchomości kupowało się konie z kilku stajni (ich imiona nawiązywały do prawdziwych zwycięzców gonitwy Wielka Pardubicka).
W schyłkowym PRL-u nikt natomiast nie myślał, by kamuflować kapitalistyczne sympatie. O ile więc siermiężnie wydany Bankrut dawał możliwość robienia interesów w Polsce (jednak walutą w grze był dukat), o tyle już np. Eurobusiness pozwalał budować i kupować nieruchomości na całym Starym Kontynencie. Warta osobnego wymienienia jest też Fortuna, przenosząca akcję do Warszawy z początków XX wieku i rezygnująca z rzutów kośćmi (co zmniejszało w rozgrywce element losowości). Oczywiście wszystkie te klony, zmieniając scenerię i detale, nie rezygnowały przy tym z mechaniki pierwowzoru i innych charakterystycznych dla Monopoly elementów (jak choćby pole „więzienie” czy kart „szansy” wpływających na rozgrywkę). Część z nich – jak Eurobusiness czy Dostihy a sázky – można kupić także dziś.
Wciąż też wydawane są kolejne edycje oryginału. Jedne z nich po prostu przenoszą akcję do popularnych obecnie popkulturowych uniwersów (jak np. wersje ze Stranger Things czy Fortnite’a). Inne pozwalają wybrać tematykę (lub lokację) w powszechnym głosowaniu. Są też wersje proponujące dalej idące zmiany. W Monopoly dla pechowców brak szczęścia, który normalnie bywa drogą do bankructwa, może stać się zalążkiem zwycięstwa w całej partii. W Monopoly: Cheaters Edition wspierane są zachowania nieetyczne (jak kradzież pieniędzy z banku czy wyłudzanie większego czynszu niż wynikałoby to z wartości nieruchomości).
Jest wreszcie Monopoly dla milenialsów, w którym niezamożni bohaterowie nie kupują działek i nie budują domów, lecz nocują u rodziców i zbierają… doświadczenia. Biorąc pod uwagę szybujące w górę ceny mieszkań i perspektywy, jakie przed młodymi ludźmi rysuje obecna kapitalistyczna rzeczywistość, ten żart Hasbro trzeba uznać za wyjątkowo okrutny.
Rzecz bodaj najsmutniejsza: wśród setek dostępnych dziś wariantów Monopoly nie ma tego oryginalnego z Landlord’s Game, który uczyłby graczy współpracy.
Pod tym linkiem znajdziesz kanał RSS Listów do internetu.
Preferujesz lekturę w przeglądarce? Tutaj jest archiwum tekstów.