Historycznie rzecz ujmując – taka była specyfika prasy growej. Już w “Secret Service” swoje comiesięczne kąciki miały manga i anime, Z archiwum X i Gwiezdne Wojny, a w “Resecie” stałe miejsce dostał dział Odlotów, do którego trafiały teksty o popkulturze, historii, nauce czy sporcie. Rzecz była wyjątkowa. Nie przypominam sobie, by np. w czasopismach filmowych ukazywały się recenzje płyt muzycznych, a w periodykach literackich eseje o planszówkach.
Skąd to się wzięło? Po pierwsze – gracze to była wśród ówczesnej młodzieży intelektualna elita (drogie, trudne hobby odsiewało miłośników stania po bramach itp. gagatków – to temat na osobny felieton), mieli szerokie zainteresowania i horyzonty kulturalne, więc jak ktoś grał na komputerze czy konsoli, niejako z automatu ogarniał też nowe książki, filmy czy RPG-i. I chętnie o nich czytał, zwłaszcza że w przedinternetowych czasach dostęp do wiedzy był problematyczny.
Po drugie – to moje domniemanie – mieliśmy żal do świata, że ten nie traktuje nas poważnie. Że w czasopismach głównego nurtu, np. “Gazecie Wyborczej”, recenzje gier nie trafiały do działu kulturalnego (obok literatury, kinematografii czy muzyki), lecz na kolumny technologiczne (obok testów komputerów i informacji o nowych drukarkach). Być może, publikując na sąsiednich stronach teksty o grach i kulturze, redaktorzy “Secret Service” czy “Resetu” chcieli pokazać światu, że jesteśmy tej kultury częścią.
Czasy się oczywiście zmieniły, ale periodyki growe, które wciąż się ukazują – “PSX Extreme” i “CD-Action” – z niegrowej publicystyki nie zrezygnowały, a nawet poświęcają jej coraz więcej miejsca, recenzują seriale i komiksy, swobodnie poruszają się po zagadnieniach popularnonaukowych czy historycznych.
Co ciekawe, budzi to gwałtowny opór wśród części czytelników, którzy irytowali się, gdy jedno z branżowych czasopism opublikowało np. duży (i skądinąd bardzo rzetelny) artykuł poświęcony historii husarii. Ile można by na tych stronach zamieścić recenzji nowych gier czy testów kart graficznych – lamentowali przeciwnicy tematów okołogrowych, dodając, że gdyby chcieli wiedzieć coś o dziejach polskiego oręża, kupiliby periodyk historyczny.
Osobiście myślę, że większość lamentujących nigdy takowego periodyku nie kupi, a dla ich ogólnego rozwoju intelektualnego pożyteczniejsza od kolejnej recenzji gry byłaby jednak właśnie lektura tekstu o husarzach i dobrze się stało, że dostali go choćby w magazynie growym.
Oczywiście mamy internet, książki, czasopisma, filmy dokumentalne… – wszystko dostępne w zasięgu kilku kliknięć myszką – natomiast w natłoku sygnałów potrzebujemy przewodnika, który wskaże nam ciekawe tematy, warte obejrzenia filmy itd. Nie chciałbym, by robił to algorytm, podtykający pod nos kolejne wpisy na Facebooku czy suflujący tytuły na Netfliksie. Prywatnie cieszę się, że redaktorzy, którzy są dla mnie autorytetami w świecie gier, to erudyci i podpowiedzą mi także, czym mogę zainteresować się, gdy odłożę pada. I że nie muszę tej wiedzy szukać daleko – wystarczy, że przekręcę stronę w ulubionym magazynie.
Ponadto nadal chyba nie możemy – my, gracze – czuć się pełnoprawną częścią świata kultury. To znów temat na osobny tekst, ale wystarczy rzut oka na dowolny portal internetowy. Gier wciąż nie szukamy tam obok książek czy filmów, ale w dziale technologie. Wirtualna Polska do tego bloku tematycznego dodała jeszcze motoryzację – będę upierał się, że grom jednak bliżej do kinematografii i literatury niż samochodów.
No cóż. Oni są zamknięci na gry, ale my bądźmy otwarci na ciekawe rzeczy spoza świata gier.
Ja staram się być. Gdy kilka lat temu “CD-Action” zgłosiło się do mnie z zapotrzebowaniem na nowe teksty, przeżywałem akurat okres zmęczenia grami, o których piszę od dobrych dwóch dekad. Zaproponowałem cykl Muzeum Techniki, poświęcony historii wynalazków, które kiedyś rozpalały wyobraźnię młodych ludzi. Opisałem m.in. kasetę magnetofonową, VHS-y, telewizję satelitarną, pagery, pocztówki dźwiękowe czy diaskop, a pracując nad tymi artykułami poznałem mnóstwo fascynujących opowieści. Czytelnicy również. Gdyby redakcja sztywno trzymała się zasady, że pisma growe interesują tylko gry, teksty te nigdy by nie powstały.
Aktualnie zmieniam ekspozycję w moim papierowym muzeum, teraz przyjmującym gości pod szyldem Muzeum Zabawy. Opisuję wszystko to, co przynosiło radość dzieciakom w czasach przedkomputerowych – kostkę Rubika, kolejkę Piko, cymbergaja, tazosy, zośkę czy (w najnowszym numerze) jojo. Mam z tych tekstów wiele radości oraz sporo pożytku i wierzę, że czytelnicy również je lubią.
Publicystyka okołogrowa to kolejny – obok świetnych felietonów – argument za tym, by odłożyć telefon i pobiec do salonu prasowego po nowe “CD-Action” i “PSX Extreme”.
Podoba mi się stwierdzenie "(...) gracze to była wśród ówczesnej młodzieży intelektualna elita". Mam podobne odczucia i uważam, że spokojnie 90% obecnych "graczy" w tamtych złotych czasach grami by się nie interesowali bo nawet aby coś wgrać trzeba było mieć jakąś wiedzę, a nie tylko "hehe, konsola robi brrrr". Gry weszły do mainstreamu, są obecne wszędzie, i niestety przejęły też wszystkie wady jakie musi mieć rozrywka dla mas. Gry są dla wszystkich, a wiadomo do czego jest coś co jest do wszystkiego.
Prosto w cel podsumowana afera "Husariowa" w CD-Action. Całkowicie nie rozumiem hejtu który się wtedy wylał, a ten numer gdzie była przewaga publicystyki nad recenzjami był według mnie świetny!